3.05.2014

le sang français qui coule dans mes veines, francuska krew plynaca w moich zylach


Teraz, kiedy zaczynam pisac tego posta, zastanawiam sie jak zaczac, zeby uswiadomic Wam jak wazny byl dla mnie ten tydzien. Opisze dwa najwazniejsze wydarzenia, ktore zdominowaly wszystkie male detale, niejmniej jednak wazne. Piszac teraz rownoczesnie wysylam zdjecia moim rodzicom i Dziadkom. Ogladaja je z przejeciem, bo... w czwartek pojechalam w okolice Agen, gdzie 75 lat temu (dokladnie co do dnia) urodzil sie moj Dziadek.

Tak wiec zaczynam opis tygodnia od najwazniejszego dnia, jednego z wazniejszych w moim zyciu. Emocje towarzyszyly mi caly czas. Trudne do opisania, podswiadomie silne.

Na poczatku roku szkolnego, kiedy przeprowadzilam sie na rok do Francji i opowiadalam o sobie, o swojej rodzinie moim francuskim rodzicom szybko wyszlo na jaw, ze moje korzenie sa francuskie.

Prababcia Katarzyna poznala pradziadka Czeslawa w Clermont-Ferrand. Tam takze urodzil sie starszy o 10 lat brat mojego dziadka, Ludwik. Przed poczatkiem II Wojny Swiatowej rodzina przeprowadzila sie na poludnie Francji, gdzie ziemia byla tania, a gospodarstwa duze. To w Akwitanii, w departamencie Lot-et-Garonne, 130 kilometrow od mojego francuskiego domu 3 maja 1939-go roku urodzil sie Hanryk Zelazny (we Francji znany jako Henrik Zelarny), moj Dziadek, ojciec mojej Mamy.

Jak to wyglada na tle Francji? Punkt A to moj francuski dom, punkt B to francuski dom mojego dziadka w Pont du Casse.



Kiedy dowiedziala sie o tym moja mama goszczaca, dostawszy kilka skanow starych zdjec, wyslala je do mersotwa Pont du Casse z zapytaniem o mozliwosc znalezienia dokumentow, zdjec, czegokolwiek w archiwach. Nie dostawalismy odpowiedzi, dni mijaly, ja od samego poczatku roku rozmawial z Dziadkami co tydzien przez telefon, a szczesliwym zbiegiem okolicznosci o calej sytuacji uslyszal Sekretarz AFSu z mojego regiony, AFS Périgord, ktorego zona jest Pani Prezydent regionalnego AFSu. Co wtorek Françoi (sekretarz) spotyka sie z moja Mama goszczaca na probach orkiestry i ma w zwyczaju pytac co u mnie, czy wszystko dobrze, jak sie czuje. Kiedy moja Mama goszczaca opowiedziala mu co nowego u nas, on odpowiedzial: Ty specjalnie mowisz mi o Pont du Casse, przeciez ja sie tam urodzilem!

Tak wlasnie te dziwne zbiegi okolicznosci rzadza naszym zyciem. Potem wszystko potoczylo sie w tempie natychmiastowym - François skontaktowal sie ze swoim kuzynem, ktory nadal tam mieszka i nazywa sie zreszta dokladnie tak samo. Kuzyn, ktory nigdy nie widzial mnie na oczy, nie znal mnie kompletnie, tak zainteresowal sie ta historia, ze zaczal "sledztwo".

Nie chce Wam zdradzac dzis od razu wszystkich szczegolow. Dlaczego?...
...Moj Dziadek odkad bylam mala mowil czasem "Bonjour Mademoiselle, ça va" i odkad tylko pamietam uwielbial nucic pod nosem, nosic berecik, a po posilku bral kawalek chleba, zeby "wyczyscic" talerz. Ma swoj wlasny noz, mala deseczke do krojenia, uwielbia ziemniaki smazone z jajkiem ale zrobione w sposob kompletnie niepolski... I choc nie mowi po francusku, czasem przypomina sobie pojedyncze slowa, albo rozumie, jak ja cos mowie. Nieprawdopodobna ilosc szczegolow sprawia teraz, ze zdaje sobie sprawe, ze chociaz wyjechal z Francji w wieku okolo 10 lat, to francuskie dziecinstwo zostalo w jego glowie i sercu.
Jak troche podroslam i znalazlam w starej skrzyni czarno-biale zdjecia z Francji, doslownie kilka, moze dziesiec i zaczelam pytac, Dziadek zawsze powtarzal, ze to moglby byc material na ksiazke.
Gospodarstwo w lewym gornym rogu to dom narodzin mojego Dziadka
Dokladnie pamietam moment, kiedy pewnego razu wpadlam na pomysl napisania do burmistrza miejscowosci we Francji (nie wiedzialam jeszcze ztedy, ze tu odpowiednikiem burmistrza jest mer) z zapytaniem o jakikolwiek slad w dokumentach, albo w ogole prosba o odpowiedz i opowiedzenie co teraz dzieje sie z domem. Pamietam jak moja mama uciekala wzrokiem zawstydzona moim szalonym pomyslem, o ktorym opowiadalam z wielkim entuzjazmem. Dziadkowie zareagowali podobnie. Pamietam nawet, ze zabralam album do Poznania, chcac zeskanowac zdjecia, czego nigdy nie zrobilam, a w Internecie wielokrotnie szukalam miejsca urodzenia Dziadka na mapie (od wymowy do pisowni we francuskim nie az tak blisko). Takie plany w ustach dziewczynki, ktora zaczela gimnazjum, brzmia smiesznie. Nikt nie spodziewal sie, ze kilka lat pozniej to wszystko stanie sie prawda, a ja stane w miejscu, gdzie 65 lat temu moj dziadek jadl na dworze ze swoja rodzina, a takze poznam jego kolezanki z klasy ze szkoly podstawowej, sasiadow i nie tylko...

Moja Mama Malgorzata, rok 1991
Ja, rok 2014
ten sam dom, tym razem jest ze mna André, François, dzieki ktoremu to wszystko sie stalo oraz sasiad Dziadka z mlodosci
Dzieki kuzynowi, ktorego nazwalismy Sherlockiem Holmsem pojechalam w okolice Agen i w czwartek rano, pierwszego maja obudzilam sie wiedzac, ze czeka mnie dlugi dzien, ale nie znajac ani jednego szczegolu. Nikt nie chcial mi nic zdradzic i chociaz denerwowalo mnie to kilka tygodni temu, kiedy nie pozwolili mi napisac do niego osobiscie maila, tylko zawsze chcieli przekazywac wszystkie wiadomosci, w koncu musialam zaufac, ze oni interesuja sie tym i organizuja cos dla mnie. Zaufalam.
François, ja i Pepita (na 1. zdjeciu klasowym pierwsza od lewej) - wspolne przegladanie zdjec, opowiadanie historii...

Huguette, kolezanka Dziadka z klasy. Na 1. zdjeciu klasowym jest druga po lewej od mojego Dziadka
szukamy, przegladamy, zapisujemy, zolta teczka to obszerne notatki François, ktore zaczal robic ponad pol roku temu

Moje zadanie polegalo jakies 7 miesiecy temu na opisaniu kazdego wspomnienia mojego Dziadka (ktorych z czasem bylo coraz wiecej, pojawialy sie jak elementy ukladanki), kazda nazwa miejscowosci, kazde imie, kazda anegdota, nawet opis tego, ze w szkole uczylo malzenstwo i kucharka, nie bylo wiecej doroslych osob, a zeby dostac sie do szkoly moj dziadek jezdzil rowerem i musial podjezdzac pod gore jakies 4 kilometry - to wszystko stanowilo nieprawdopodobnie cenne wskazowki. Nastepnie ogladajac zdjecia robione u fotografow zauwazylismy nazwiska osob, ktore je wykonaly, albo zakladow fotograficznych. Kazdy najdrobniejszy szczegol byl tak naprawde na wage zlota. Najwieksza robote wykonal jednak kuzyn naszych AFSowych sasiadow, ktory mieszkajac obok jezdzil, pytal, szukal i w czwartek 1go maja przyniosl mi zdjecia klasowe z imionami i nazkiskami WSZYSTKICH osob z klasy mojego Dziadka, informacja, ze nauczycielka zyje, obchodzi niedlugo setne urodziny, ze poznam tego dnia dwie kolezanki z klasy widoczne na zdjeciu, zobacze oba domy (ten, w ktorym moj Dziadek sie urodzil, a takze do ktorego sie przeprowadzil zanim zaczal nauke), a to jeszcze nie koniec niespodzianek.
Moj Dziadek to smiejacy sie chlopczych w srodkowym rzedzie, trzeci od prawej

na tym zdjeciu moj dziadek to drugi chlopiec z prawej, rzad srodkowy
 Najbardziej uderzylo mnie spotkanie z przyjacielem zmarlego kilka lat temu w Polsce brata mojego Dziadka Ludwika (we Francji Ludovic, a przez przyjacil nazywany Ludo). Pierwszym jego pytaniem bylo jak moj wujek... Kiedy musialam powiedziec mu, ze list, ktory napisal i chcial, zebym przekazala wujkowi nigdy nie zostanie przez niego przeczytany, a ich kontakt po 23-letniej przerwie (23 lata temu wujek ze swoja zona, dwoma synami i moja mama wrocili do Francji i odnalezli dom i André, przyjaciela, o ktorym opowiadam) nie zostanie odnowiony, lzy poplynely po raz pierwszy. Poznalismy sie majac widok na dom narodzin Dziadka, dom, ktorego najwazniejsza czesc nie zostala zmieniona, studnia nadal zachowana, a kamienie znamienne dla tego regionu nadal widoczne na prawo i lewo. Na zegarku nawet nie poludnie, a ja dowiedzialam sie dlaczego tak naprawde moi pradziadkowie zdecydowali sie wrocic do Polski po tylu latach zycia we Francji. Nie chcieli wracac, ale poczuli sie zmuszeni. Wracali w pospiechu, zabrali wszystko i wrocili do Polski. Wczesniej nie wiedzialam dlaczego... Moj Dziadek przyjechawszy do Polski nie mowil w innym jezyku niz francuski. Moj wujek we Francji gral z sukcesami w druzynie rugby, uczyl sie, byl szalenie zakochany w pewnej dziewczynie, ktorej rodzice chcieli takze, zeby on zostal ich zieciem i zostal w kraju. Dowiedzialam sie tego i wiele wiecej od André, z ktorym od razu nawiazalam nieprawdopodobnie bliski kontakt.. Niewytlumaczalny.


Na zdjeciu powyzej moj Dziadek podczas szybkiego wyjazdu z Francji do Polski, widzimy wagon pociagu SNCF, w tle auto, ktore takze sprowadzili ze soba oraz rower, na ktorym Dziadek jezdzil do szkoly.

Wracajac do gry w rugby - wielkiej milosci, pasji i jedynego wlasciwego sportu Francuzow z poludniowego-zachodu. Moj Wujek to 4 gracz w gornym rzedzie, od lewej. Trenera po lewej udalo sie zidentyfikowac.

Ludovik to pierwszy gracz na dole od lewej

Zdjecie z 1947 roku zrobione przez fotografa z Laroque Timbaut, drugiego miejsca zamieszkania rodziny Zelaznych, przedstawia czterech najlepszych przyjaciol, mojego Wujka Ludwika w srodku, najwyzej, z prawej André, ktorego poznalam, nizej Victora, ktory zmarl kilka lat temu, a po lewej René, ktory ma sie dobrze, w 2003 roku wrocil do Francji na spotkanie klasowe, przyjechal z Kanady, gdzie nadal mieszka.

Pojechawszy do Sauvagnas, gdzie znajdowala sie szkola, powitala nas Pani mer, czyli odpowiednik naszego burmistrza, ktora otworzyla nam drzwi do szkoly i opowiedziala co sie zmienilo. Dzieki temu wiemy, w ktorym miejscu byly robione klasowe zdjecia (niestety ten mur zostal zburzony), wiemy jaki widok mial z lawki moj dziadek - kosciol i cmentarz sa nadal w takim samym stanie. Tyle tylko, ze drzewa urosly. Na pierwszym pietrze mieszka obecna nauczycielka, czymi i to sie nie zmienimo - za czasow mojego Dziadka mieszkalo tam malzenstwo nauczycieli. André opowiadal anegdoty jak z Wujkiem wchodzili na wieze z dzwonem i lapali golebie, a kolezanki Dziadka z klasy opowiadaly jak jednego razu dziaciaki zaprotestowamy w obronie jednej z kolezanek i zorganizowaly swoja mala rewolucje. Opowiadaly tez, jak to nazywano mojego Dziadka Henri IV (ąri katr) czyli Henryk IV, krol Francji. Dlaczego? Otoz zawsze opowiadal on, ze do szkoly jezdzi 4 kilometry rowerem, no a na imie ma Henrik.



Zdjecie wykonane na szybko z samochodu bylo zrobione dla mojego dziadka - tamtedy jezdzi codziennie ze szkoly do domu. ----->

 Na tym zdjeciu widzimy drugi dom, ktory zostal zniszczony przez piorun pod koniec XXgo wieku oraz ten, ktory zostal na jego miejscu odbudowany. Charakterystyczne francuskie okiennice, berety, jest i kon po prawej. Otoz tutaj nalezy wspomniec o tym, ze moi pradziadkowie nalezeli do Ruchu Oporu (Le Mouvement de la Résistance). Dlatego tez ich sasiad opowiadal mi, ze pamieta, jak pomagal mojemu kilkunastoletniemu wtedy Wujkowi pasc krowy, a kiedy nadjezdzaly niemieckie samochody krzyczeli do Zydoz, ktorzy nocowali w stodole, zeby sie chowali. Nocami organizowane byly akcje chowania broni, kiedy francuskie samoloty podlatywaly nisko, zeby zrzucic na pole bron, a mezczyzni biegli ja znalezc w ciemnosci i albo zakopac w skrzyniach, albo ukryc w krzakach. Rodzina dzialala we wspolpracy z Francuzami, dowodca miejscowego Ruchu Oporu co tydzien przychodzil w odwiedziny do moich pradziadkow. Juz po powrocie do Polski wysylane byly liczne dokumenty, gdyz w podziekowaniu za czynny udzial w Ruchu Oporu zostala moim pradziadkom i Wujkowi przyznana emerytura kombatancka.

I kiedy poznawalam tych ludzi i pokazywalam im aktualne zdjecie moich Dziadkow, raz uslyszalam, ze wygladaja polsko na zdjeciu (to nie byla w zadnym wypadku zada obraza, ani z drugiej strony komplement tylko porownanie do francuzkosci zdjec z dziecinstwa), caly czas slyszalam, ze koniecznei musze przekazac najlepsze zyczenia i wielkie dzien dobry z Francji, a w pewnym momencie zdalam sobie sprawe, ze tak naprawde, choc moj Dziadek obchodzi urodziny 3 maja (dzis) to to w czwartek konczyl 75 lat. Otoz jego ojciec, moj pradziadek Czeslaw, zawsze mowil mu, ze urodzil sie on 1 maja, ale w powodu swieta narodowego jego narodziny zostaly zarejestrowane dwa dni pozniej.






Ja z okazji 1go maja dostalam od pani prezydent regionalnego AFSu na wejsciu, rano, kwiatki, muguet, czyli konwalie. Taka tutaj tradycja na 1go maja. Z mojej strony, mysle, ze zrobilam Dziadkowi najpiekniejszy prezent jaki moglam wracajac w miejsce jego narodzin i dziecinstwa. Dzis rano rozmawiajac na skypie zaspiewalam mu francuskie joyeux anniversaire, a moja Mama goszczaca zlozyla mu po polsku zyczenia "sto lat".


To dopiero poczatek tej historii, a ten tekst to tylko fragment dluzszych opowiesci, ktore zaczynam spisywac, zdjecia to tylko niewielki procent tego czym w niedalekiej przyszlosci bede chciala sie z Wami podzielic. Juz planuje powrot i poznanie kolejnych osob na poczatku czerwca (wlasnie dostalam kolejna wiadomosc od François i od André, ktorzy zaoferowali zajecie sie organizacja spotkan!!!). Jeszcze uslyszycie o tym ode mnie nie raz, nie dwa. Mam nadzieje, ze bedziecie chcieli sluchac. I sluchac i czytac!

***

Zeby dodac informacje o tym, co dzialo sie na poczatku tygodnia pokaze Wam zdjecia ze swietowania moich siedemnastych urodzin, a takze zdjecia z rodzenstwem, ktore robilismy u fotografa przed wakacjami wiosennymi oraz zdjecie klasowe z moja klasa literacka.




Z Rodzicami, Francis i Virginie
oficjalne zdjecie rodzinne dzieciakow - od lewej Antoine, Matthias i Marie

i urodzinowy câlin czyli wielkie przytulanie (co we Francji nie jest codzinnoscia, tutaj panuje kultura dwoch buziaczkow)
zdjecie klasowe typu bacznosc!

oraz nasza literacka inwencja tworcza

Mysle nad wszystkimi pieknymi momentami z tego tygodnia i nie potrafie dzis napisac dziennika, bo w glowie to wszystko sie miesza.

Widze mojego brata, Antoine'a, ktory polubil zielona herbate, ktora mi podbiera i sam proponuje, ze zaparzy, ktory pyta co u mojego najlepszego przyjaciela, ktory jest jego imiennikiem, ktory chce wiedziec, czy mam milosc w Polsce i jak on wyglada, i czy go pozna jak do mnie przyjedzie. Antoine, ktory przytula sie i mowi "ma Polonaise préférée que j'aime", "ma Kasia chérie".

Widze Valerie, moja najlepsza przyjaciolke ze Szwajcarii, z ktora na poczatku roku obiecalysmy sobie na urodziny makaronikowa uczte, wiec ja kupowalam makaroniki na jej urodziny, a ona w tyl tygodniu na moje. Wspolna kawa piec metrow od katedry i samo szczescie. Widze nasze wypieki na moj urodzinowy podwieczorek i poranne okupowanie lazienki.

MAZURKI - robilam je w ciagu tygodnia 3 RAZY: Francuzi je pokochali!



jest i jablecznik przepisu mojej Babci
 
z Antoinem, ktory chce zostac cukiernikiem, a poki co zawsze mi pomaga i jest przekochany

 
Widze wiadomosc urodzinowa od Mylény, ktora pisze, ze zmienilam jej i zycie, za co cholernie mi dziekuje.

Widze prezent niespodzianke pod lozkiem znaleziony o polnocy.

Widze czerwone kubki prosto z Michigan i szwajcarska czekolade oraz mape do zdrapywania na szafce po lewej od mojego lozka; prezenty urodzinowe.

Widze ostatnie urodzinowe polaczenie przychodzace w poniedzialek po 23... :)

Widze moja Mame goszczaca, ktora w czwartek, kiedy jezdzilismy i odkrywalismy miejsca z dziecinstwa mojego dziadka, uslyszawszy od prezydentki AFSu, z ktora jezdzilam autem caly dzien (ona, jej maz - kierowca i ich kuzyn, slawny detektyw, ktory chcial miec mnie obok, zeby moc opowiadac caly czas co, gdzie i jak), ze po pozegnaniu André, po wspolnym obiedzie wsiadlam do auta i zanioslam sie kompletnie nieuzasadnionym placzem, pytala mnie caly dzien non stop czy "ça va".

Nadal widze moja Mame goszczaca, ktora wieczorem, kiedy wrocilismy do domu, a ja po wypiciu herbaty chcialam zadzwonic do Dziadkow, pyta czy na pewno chce dzwonic dzis, czy nie lepiej, zebym odpoczela, ochlonela i odezwala sie do Dziadka kolejnego dnia.

Widze smsa od André, ktory tak jak ja chce pozostac w kontakcie...

Widze znowu moja Mame goszczaca (musze dodawac wszedzie goszczaca, bo inaczej moja Mama w Polsce pewnie by sie w pewnym momencie zasmucila), ktora w piatek po szkole przyjechala odebrac mnie i moja siostre i cale popoludnie byla w swietnym humorze, kupila nowy komputer, zebym ja mogla bez problemu skajpowac (nie wzielam ze soba do Francji komputera, tylko tablet, ktoy na kazdym kroku przestaje dzialac) i zeby oni mogli ze mna caly czas skajpowac jak juz bede w Polsce.

Widze moja francuska siostre i Mame, ktore robiac wspolne zakupy w piatkowe popoludnie smieja sie do rozpuku z mojego zartu na temat kroliczych oczu (ktore rzucaja okiem = jettent un œil) patrzacych na nas zza lady stanowiska z miesem i mowia, ze za duza czasu spedzam z tata goszczacym, bo moje poczucie humoru jest juz jak jego. Wieczorem opowiadawszy te historie przy kolacji Tacie goszczacemu, on sie smieje i mowi, ze wszystkie dziewczyny, ktore goscili jak zaczynaly smiac sie z jego zartow to znaczy, ze swietnie mowily po francusku, ale ze ja jestem ponad, bo zaczynam opowiadac zarty w jego stylu!

Widze sasiadke, ktora spotkalam dzis rano kiedy poszlam biegac i ktora przywitala mnie slowami: no Twoja Mama opowiedziala mi jak w czwartek bylo wzruszajaco, jaki niesamowity dzien. Slyszalam, ze nagrywalas rozmowy, bedziesz teraz zajmowala sie na pewno tlumaczeniami i opisami. (w tym momencie ja zszkowana, ze infromacje tak szybko sie rozchodza opowiadam, ze to prawda, ale wszystkim zajmuje sie ze spokojem).

Widze maila z tego poranka, mowiacego, ze jestesmy juz w trakcie ustalania spotkania z Panem, ktory napisal ksiazke z historiami z sasiedztwa ze swojej mlodosci. Pan ten byl sasiadem mojego Dziadka po przeprowadzce do drugiego domu. Najwyrazniej bardzo chce sie ze mna spotkac


Zastanawiam sie jak na Was wplynela (czy w ogole jakos) opisana przeze mnie w kilku akapitach historia, a raczej jej streszczenie w pigulce. Obiecalam, ze tam wroce, zwlaszcza, ze najwyrazniej sa osoby, ktorych jeszcze nie poznalam, a bardzo bardzo chca mnie poznac. Badzcie na biezaco, nie przestaje prowadzic bloga, nie przestaje dzielic sie z Wami waznymi informacjami.

I choc brakuje tutaj szczegolow, mam nadzieje moc Wam o nich opowiedziec na stronach ksiazki, o ktorej zaczelam marzyc. Na urodziny dostalam tysiace zyczen spelnienia marzen, marzenia bez konca i bycia szczesliwa. Robie co moge i zrobie co moge, zeby te zyczenia zawsze byly aktualne i spelnialy sie kazdego dnia.

Dziekuje Wam za przeczytanie tego tekstu; fakt, ze jestescie czytelnikami mojego bloga sprawia mi nieprawdopodobna radosc i jestem z tego dumna!

To nie opisuje ani nie tlumaczy wszystkiego, ale mam nadzieje, ze obudzilam w Was apetyt na wiecej detali, opisow, historii i w finale umieszczenia tego na tle historycznym. Mam nadzieje, ze nie pogubilam sie w tych wszystkich opisach i jest w nich widoczny jakis ciag przyczynowo-skutkowy,a Was ta historia wciagnie i zainteresuje podobnie jak mnie. Dajcie znac czy tak sie stalo.

Dziekuje i zyczac maturzystom powodzenia, juz zapraszam Was na kolejne wiadomosci z Francji w przyszla niedziele,

Kasia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

skomentuj